Wróciłyśmy z
Tajlandii. Byłyśmy tam kilka lat temu, ale wówczas wrażenia miałyśmy zgoła
inne. Nie podobało nam się. Czułyśmy się, jak chodzące portfele. Będąc w
Bangkoku, zewsząd słyszałyśmy przeciągłe „masaaaage, lady, maaaasage…”, co
denerwowało do tego stopnia, że rozważałyśmy nawet zakup koszulek dostępnych na
każdym rogu z napisem „I don’t want your fucking massage”.
Po kilku dniach wałęsania się po Bangkoku, myśl o zakupie takiej koszulki nie opuszczała |
Ciągle nas na coś
naciągano, ciągle trzeba było się targować i mieć oczy z tyłu głowy. Gdy
pojechałyśmy na południe, nie było wcale milej. Zdarzało się, że autobusy nie
zatrzymywały się, a ich kierowcy krzyczeli do nas „Take a taxi”. Zdarzały się
też sytuacje, co najmniej dziwne, kiedy czułyśmy się ofiarami nacjonalistycznej
nietolerancji czy czegoś w tym rodzaju. Pytając przechodniów o drogę, byłyśmy instruowane,
by iść w odwrotnym kierunku niż wskazywał zdrowy rozsądek i mapa. W zwykły
dzień tygodnia, wmawiano nam, że pałace, świątynie i inne przybytki godne
turystycznej uwagi, są zamknięte ze względu na Buddha Day. Zawsze okazywało się
to nieprawdą… Bywało, że będąc pasażerkami pustych minibusów przewożących nas z
miasta do miasta, byłyśmy zmuszone siedzieć na siedzeniach na końcu pojazdu,
wyznaczonych przez kierowcę. Gdy próbowałyśmy te miejsca zmieniać na nieco
wygodniejsze, chcąc nie chcąc, nieco bliższe fotela kierowcy, ten zatrzymywał
się, wrzeszcząc łamaną angielszczyzną, że mamy wracać na koniec, bo dalej nie
pojedzie. Zastanawiałyśmy się nawet, czy nasze ciała wydają jakiś nieprzyjemny
zapach. Pocieszałyśmy się też podczas takich sytuacji nieznajomością tajskiego.
Chociaż nie robiło nam się przykro tak często, jak mogłoby… Niejednokrotnie
przypominałyśmy sobie wówczas słowa naszej koleżanki, mieszkającej w Chinach i mówiącej
językiem lokalsów, że niemal codziennie słyszy pod swoi adresem niewybredne: „biała
małpa”. Na koniec pobytu okradziono nas. Okazało się, że bagaże wrzucone do
luku bagażowego podczas przejazdu z Phuketu do Bangkoku, zostały wypakowane,
przeszukane, pozbawione przedmiotów o jakiejkolwiek wartości i ponownie spakowane.
Gdy zgłosiłyśmy straty na policji, usłyszałyśmy na odchodne: „Chociaż wiecie,
którymi autobusami już nie jeździć.”
Tym razem kilkunastodniowy
wyjazd sprawił, że nasza opinia o Tajlandii całkowicie się zmieniła. Uznałyśmy ją
za przyjazny, piękny, czysty kraj, otwarty na nowoczesne, designerskie rozwiązania,
w którym króluje przepyszna kuchnia. Nagle definicja Tajlandii jako „krainy
uśmiechu”, którą dotąd poddawałyśmy w wątpliwość, zyskała nową jakość. Po raz
kolejny też uświadomiłyśmy sobie, jak wiele zależy, od tzw. punktu siedzenia… Z
perspektywy Mumbaju, Bangkok jest ekskluzywną, nowoczesną metropolią,
wychodzącą naprzeciw potrzebom mieszkańców i turystów.
Transport
W Mumbaju, gdy wsiadasz
do taksówki, musisz mieć wiele rzeczy na uwadze. Począwszy od swojego
bezpieczeństwa, na czasie i kasie kończąc. Krótko mówiąc, nie wiadomo, czy, za
ile i gdzie ewentualnie dojedziesz. W Bangkoku wsiadasz, jedziesz, wysiadasz…
W Mumbaju masz do
dyspozycji kolej miejską, ale trzeba być odważnym i zwinnym niczym Tarzan, żeby
wyjść z podróży cało i z uśmiechem. Mi to się na razie nie udaje i zwykle,
przejażdżkę kończę, stojąc już bezpiecznie na peronie i wykrzykując w kierunku
ludzi zapełniających wagony „Are you crazy?!”. Ci ludzie jeszcze przed chwilą
parli na mnie siłą swych ciał, nie pozwalali wysiąść uwieszeni na wagonach niczym
bombki na brzydkiej choince. Dodam tylko, że kolej nie ma drzwi. Podróżuje nią
4 mln ludzi dziennie… O klimatyzacji nikt tu nie słyszał.
W Bangkoku jest śliczna, czysta, zadbana kolej BTS.
Wsiadasz i wysiadasz, o nikogo się przy okazji nie ocierając. Jeszcze metro tu
mają, ale w Mumbaju to słowo nie ma swego desygnatu…
Mumbaj: Are you crazy? |
Zakupy
W Mumbaju, jeśli
jesteś kobietą, nie kupisz sobie szpilek czy butów na obcasie ot tak. Jest
mnóstwo sklepów, stoisk, targowisk, rynków, ale z japonkami i różnego rodzaju
klapkami. O inne obuwie trudno, chyba że wybierzesz się z porządnie wypchanym
portfelem do jedynego porządnego centrum handlowego w mieście – Phoenixa. Tu
się chodzi jak po muzeum, z nabożnością. Wszystko jest – Burberry, Zegna,
Armani, ale dla większości mumbajczyków ceny oscylują na poziomie kosmicznym.
Bluzki, sukienki, płaszcza też sobie nie kupisz w byle sklepie, choć sklepów są
tysiące... Za to sari nabędziesz niemal na każdym rogu ulicy.
W Bangkoku wychodzisz na ulicę, wybierasz,
przebierasz i kupujesz. A jeśli nie znajdujesz tego, co ci potrzebne, jedziesz
na weekendowy rynek Chatuchak. Ceny są wypisane, czarno na białym. Możesz próbować
się targować, ale nie jest to już tak mile widziane jak niegdyś. Informację „Fixed
price”spotkać można coraz częściej. Na Chatuchak gubisz się pośród setek
stoisk, ale po kilku godzinach wychodzisz z siatami designerskich ciuchów i
butów. Młodzi projektanci sprzedają tu swoje dzieła za równowartość 20-25 pln.
Wiele z nich zdaje się być bezpośrednią inspiracją mody propagowanej przez
Roberta Kupisza. Z jego metką to samo nabędziesz w Polsce, ale za równowartość
co najmniej kilkuset złotych.
Bangkok: Jedno z setek designerskich stoisk na Chatuchaku |
Turystyka
Będąc w Mumbaju,
musisz się nieźle nagłowić, żeby zorganizować sobie dzień w mieście bądź poza
nim. Nie ma biur podróży, proponujących wyjazd na wyspy, na plaże czy do parku
rozrywki – choć wszystkie te miejsca są i można by było ułatwić do nich dostęp
turystom i zmęczonym wiecznym gwarem mieszkańcom.
W Bangkoku znów
jest łatwiej. Miasto wychodzi do Ciebie ze swą ofertą. W turystycznych
lokalizacjach – przy Khao San czy Sukhumwit nie musisz się nawet rozglądać,
żeby znaleźć propozycje zwiedzania miasta bądź okolic. Kilka lat temu można
było spotkać na ulicach wielu oszustów, proponujących atrakcje za grosze. Teraz
ceny są wszędzie na podobnym poziomie, wypisane w cennikach. Można zwiedzać i
odpoczywać bez walki i stresu.
Tajlandia: Dostęp do zróżnicowanych form wypoczynku jest łatwy... |
tani... |
i przyjemny. |
Kuchnia
Jeśli kocha się
kuchnię indyjską, to jest w Mumbaju, w czym wybierać. Jeśli ma się ochotę na
coś innego, to trudno o odmianę. A jeśli już się znajdzie restaurację, której
menu wydaje się proponować włoskie, japońskie, francuskie przysmaki, to
weryfikacja często bywa rozczarowująca. Spaghetti, jakby się nie nazywało, z
reguły smakuje podobnie – pikantnie. Na ponad 10.000 restauracji i knajp, te
serwujące sushi można policzyć na palcach jednej ręki. Jak już się w takiej
zasiądzie do posiłku i spojrzy na ryżowe ugniotki na ostro, pojawia się małe,
ale jednak, poczucie rozczarowania.
I w tej
dziedzinie Bangkok okazuje się przyjaźniejszy. Dostęp do światowej kuchni jest.
Ceny niewygórowane. Smak dań zgodny z oczekiwaniami. Zabawne, bo mimo tego, że
cenimy kuchnię tajską, to większość posiłków spożywałyśmy we włoskich bądź
japońskich restauracjach. Dopada nas tęsknota? Szybko.
Bangkok: Nieumalowane, niewyspane, ale sushi jest! |
Otoczenie
W Mumbaju jest
brudno i śmierdzi. Gdy słyszałam podobne opinie od znajomych przed
przeprowadzką, niemal się na nich obrażałam. Przez pierwsze miesiące
rzeczywiście nie czułyśmy słodkiego odoru śmieci, który teraz towarzyszy nam na
co dzień. Być może to kwestia pory roku. Przyjechałyśmy tu przed monsunem.
Powietrze było suche i skwarne. Nie chciało się też dostrzec zwałów odpadków na
ulicach. W słońcu wyglądały jakoś tak kolorowo i pogodnie. Gdy codziennie
zaczęło padać, nie dość, że zrobiło się szaro, to odruch chwytania się za nos stał
się natarczywy - coraz trudniej nam go opanować. W jakiejś książce
wyczytałyśmy, że Indusi mają swojego boga od śmieci. Wierzą, że gdy nabrudzą,
on posprząta. Ale jakoś nie sprząta.
W Bangkoku, mimo
że nie jest tak higieniczny jak Singapur, jest czysto i odorów brak. To
poczułyśmy i zauważyłyśmy od razu po tym, gdy znalazłyśmy się na lotnisku.
Wizyta na ulicy była jeszcze milszą niespodzianką – niemal brak ludzi, o
których można się potknąć, bo akurat śpią. Chodniki bez dziur czy wyrw. Płyty
chodnikowe całe, widoczne, bez zalegających odpadków. Raj!
Brak tłumów
Mumbaj powinno
się polecać ludziom, którym brakuje dotyku drugiego człowieka. Tu można się
ocierać do woli. Wszędzie znajdzie się tłum gotowy do kontaktu fizycznego. A
dodatkowym plusem dla niektórych może być uwaga, jaką się zyskuje dzięki barwie
swojej skóry. 100% uwagi i dotyku za darmo tylko w Mumbaju! Pobyt tu sprawia,
że szybko można zrozumieć gwiazdy, o których czyta się, że nie chcą wychodzić
na ulice i mieć kontaktu z otoczeniem. Po dziesiątym zdjęciu z przypadkowym
przechodniem, uśmiech zaczyna przygasać.
W Bangkoku horror
pod tym względem. Nikt nie patrzy. Nikogo nic nie obchodzi. Na nic się zdaje biała
skóra….
Bangkok: Ani jednego człowieka w tle! |
Wyliczać mogłabym bez końca. Lista ta może
wydać się pretensjonalna i tworzona z perspektywy zmanierowanych expatek.
Jednak im więcej rozmawiam z obytymi Indusami, a takich czasem spotykamy, tym
bardziej utwierdzamy się w tym, że ich potrzeby są podobne do naszych. Też chcą
mieć jeansy, przejechać się bez stresu taksówką i czasem zjeść coś innego niż
curry. Wraz z ich potrzebami zmienia się miasto, a w konsekwencji cały kraj.
Chyba jest to nieuniknione.
Ten proces
przeszła bądź przechodzi właśnie Tajlandia, która przeszła transformację w ciągu
kilku lat. Ewidentnie stała się bardziej cywilizowana w naszym europejskim
rozumieniu. Jednocześnie nietrudno zauważyć, że traci powoli swój egzotyczny
charakter. Coś za coś?