niedziela, 30 czerwca 2013

Bez cukru...Mumbaj bez różowych okularów

   Dotąd nasz blog był cukierkowy. Nie chciałyśmy skupiać się na tym, co oczywiste. Bo przecież każdy Polak wie, że Indie to bieda. W Mumbaju się od niej nie ucieknie.

Dzień jak co dzień

Foliowe nakrycia maja chronic przed monsunem

    Na początku, gdy tu przyjechałyśmy, nie chciałam widzieć ogromu brudu i niedostatku. Patrzenie było niewygodne. Gdy się widzi, trzeba zareagować… Najgorszy był wstyd, który czułam, spoglądając. Miałam wrażenie, że mi nie wypada gapić się ot tak, bo jestem z tego lepszego świata, bo to „lepiej” tworzy niewidzialną granicę, szybę.  



Stoisko zegarmistrza jest otwarte niemal non stop


    Potem było przywykanie i rozmowy z tubylcami. Niewiele jeszcze wiemy o kastach, ale wiemy, że ci mieszkający w pałatkach są z tych najniższych. Ponoć wielu z nich przybywa ze wsi. Gdy tu zaadaptują sobie metr kwadratowy na ulicy, jest im lepiej niż tam, skąd przyjechali.







    Co dzień do Mumbaju przyjeżdża ponoć około pięciu tysięcy takich mieszkańców. Tak mówią w mojej firmie zajmującej się statystyką... Kto wie, jak jest naprawdę…



Chodzenie po chodnikach, gdy są, bywa slalomem





    W każdym razie z upływem tygodni nauczyłyśmy się patrzeć. Pewnie nieraz spoglądaliście ludziom w okna, wyobrażając sobie, jak żyją, co robią. Tu nie ma okien. Rzadko są drzwi. Życie toczy się na ulicy. Ilekroć jadę do pracy, mijam setki chatek zbudowanych ze śmieci. Rano widzę ludzi stojących na ich skraju, myjących zęby, załatwiających swoje potrzeby do studzienek, rozpalających małe ogniska niezbędne do przygotowania śniadania. Gdy wracam, na tej samej ulicy życie toczy się dalej. Ci sami ludzie na tym samym skrawku swej codzienności dobijają targów, wychowują dzieci, spotykają się ze znajomymi. Dzień jak co dzień – zwykła rzeczywistość, skupiona w soczewce, na niewielkiej powierzchni, w zaduchu, brudzie i smrodzie. Mimo wszystko bardzo podobna do tej, która dzieje się w apartamentowcach, blokach, typowych mieszkaniach.




     Nasz bliższy kontakt z tym światem miał miejsce pewnej niedzieli, gdy wybrałyśmy się do dzielnicy chatek. Nie z ciekawości, raczej z potrzeby. W naszej okolicy restauracje są dwie. Niestety (dla nas) dania wyłącznie wegetariańskie i bardzo ostre. Wśród chatek wypatrzyłyśmy niegdyś napis „Chinese corner” i wyobraziłyśmy sobie, że musi się za tą obietnicą kryć chociaż kurczak w sosie słodko-kwaśnym. 



     W knajpie jadałyśmy codziennie, aż nam w końcu zbrzydło. Właściciel dotąd cieszy się, gdy wpadamy od czasu do czasu. Jego sąsiedzi patrzą z zaciekawieniem, czasem z rozbawieniem, podrostki przybiegają pogapić się nam w dekolty. Dalej jest brzydko i biednie, ale ten świat jest już trochę przez nas oswojony, trochę nasz.     





Widok z naszej knajpy


Typowy mumbajski krajobraz

W drodze na rynek

Ponoć co drugie auto w Mumbaju to taksówka.





Widok z taksówki... Przemawiający do wyobraźni znak ostrzegawczy na ciężarówce przed nami.

Sklepiki...




Nie wiem, co tu napisać.

Życie...

Siesta sprzedawców

Ps. Wybaczcie brak zdjęć z nami, ale ciągle nie mamy odwagi ustawiać się "na tle"... Chyba bierze się to ze strachu, żeby nie obrazić.






8 komentarzy:

  1. Mumbai to miasto szalonych kontrastów.
    Z jednej strony są własnie takie slumsy , z drugiej są ultra nowoczesne budynki i przepych prawie jak w Dubaju. Tutaj to funkcjonuje bardzo po sąsiedzku.
    Inna śmiesznotka to fakt że za butelkę 3/4 "Old Monk" w sklepie płaci się około 400 (około 27 pln )rupi, a w klubie można śmiało zapłacić ponad 1000 rupi (około 60 pln ) za drinka w którym ledwie czuć alkohol.
    Jak mnie znajomi pytają jak tu jest to zaczynam zawsze od tego że to "inna planeta".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. racja! zupelnie inna planeta... nam sie ciagle to wszystko w glowie nie miesci...pytanie, czy czekac az sie zmiesci, czy...? :)

      Usuń
    2. Ja sam nie wiem czy zostać czy się zawijać. Z jednej strony mi się tu podoba, z innej nie.
      Z drugiej strony ciężko wymagać "Ziemskich" wygód na "Deimosie".

      Usuń
    3. fajna metafora... i racja, ciezko wymagac ziemskich wygod, ale chcialoby sie i teskno do nich... pewnie gdyby nie nasza lokalizacja juz bysmy stad uciekaly. a tak chociaz mamy zludzenie ciszy i spokoju, do momentu kiedy nie znajdziemy sie w centrum...

      Usuń
  2. Szara strefa ;( przykre widoki no niestety jest tak prawie wszędzie ! Dobrze że pokazałyście drugą twarz tego miejsca. Takie obrazki powinno się przylepiać na murach domów polityków !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. qrcze, w sumie masz racje... w Polsce tez ma sie do czynienia z takimi obrazkami, ale sa pochowane - za scianami, w zaulkach i w starych kamienicach. troche latwiej ich nie zauwazac.. tu roznica miedzy biednymi i bogatymi jest dostrzegalna, gdzie nie spojrzec... w tym kontekscie zawsze sie zastanawiam nad jednym, czy dawac pieniadze, gdy ludzie wokol o to prosza? czy to cos zmienia?

      Usuń
  3. To są własnie obrazki, które jakie pierwsze przychodzą mi na myśl gdy mowa o Indiach...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ale obrazkow sa tu miliony - tak, jak i ludzi...22 miliony ponoc w samym Mumbaju! swoja droga pamietam i cenie nasza rozmowe, gdy pytalas: "Ale po co tam jechac? Syf masz na miejscu!". ach, teskno czasem za tymi sokratejskimi radami...

      Usuń