środa, 8 stycznia 2014

Nie jedźcie na Goa!



Naczytałyśmy się samych dobrych rzeczy o Goa, jeszcze będąc w Polsce. Kto o nim słyszał? Niewiarygodne widoki, lazurowa woda, piaszczyste, dziewicze niemal plaże… Ta wiedza okazała się potem naszym ciężarem.







A było to tak: Byłyśmy zmęczone Mumbajem i w sumie z dnia na dzień postanowiłyśmy, że wyjeżdżamy, żeby wreszcie naładować akumulatory i poocierać się o luksus. Cel okazał się ambitny.
Zaraz po wylądowaniu znalazłyśmy się na obskurnym lotnisku, a gdy już się z niego wydostałyśmy - w obskurnym autobusie. 


Lotnisko - wizytówka Goa


Pewnie gdybyśmy były w swojej typowej roli – jako turystki, które na miesiąc wpadły do Azji, byłybyśmy w siódmym niebie. Wokół bardzo egzotycznie – palmy, małe drewniane chatki, dużo zieleni, tłumy Hindusów i wszędzie krowy.

Chatki ze strzechą, półnagie dzieci, wokół zielono...

Goańska architektura

Turystyczne widoki

Po przeżyciu niemal dziesięciu miesięcy w Indiach czułyśmy się inaczej. Daleko nam było do tubylców, ale też brakowało nam turystycznej otwartości na inność. Ten czas zmienił naszą perspektywę albo zrobił z nas zrzędliwe baby.
Pierwsza plaża, którą odwiedziłyśmy, Palolem, zbiera wyśmienite recenzje – rozrywkowa, a jednocześnie romantyczna, z widokiem na Wyspę Motyli, z chatkami dla turystów zaraz przy linii brzegowej.
Palolem. Pięknie?

Nam przypominała polskie wybrzeże, ale w gorszym wydaniu – woda granatowa (daleko jej do pożądanego koloru turkusowego, ale plus za temperaturę), brak infrastruktury (wszystko, co można by było nią nazwać pozbijano ze spróchniałych desek), tłumy handlarzy byle czym i sprzedawców wycieczek na wspomnianą wyspę. 

Leżaki...

Brak leżaków (takich w naszym rozumieniu), parasoli, sportów wodnych jeszcze jakoś przeżyłyśmy – w końcu chodziło nam o miejsce niezbyt tłumne, a zatem z założenia nie najatrakcyjniejsze. Trudniej było nam zaakceptować brak porządnego noclegu… Chatki faktycznie stoją. Jedna przy drugiej. Zero prywatności. Właściciele zadbali, żeby nie zmarnować cennej przestrzeni. I wszystko ledwie trzyma się kupy, a jak już jako tako sklecone, to niezbyt ładne, a jeśli ładne – to zawsze jakiś minus – nie ma ciepłej wody, nie ma toalety w środku, obok klub muzyczny… Może nas starość dopadła…   

Sprzedawcy wycieczki na Wyspę Motyli

Wśród wypoczywających turyści z Europy, Ameryki, Kanady… zachwyceni, przybrudzeni, jakby właśnie objechali Indie, zwykle poubierani w spodnie z szerokim nogawkami i sprane T-shirty. Leżeli co dzień w brązowym, plażowym piasku, wczytując się w książki. Hindusów niewielu. Wokół plaży odkryłyśmy kilka przyjemnych restauracji prowadzonych przez expatów. Ktoś porwał nas na imprezę w środku lasu. Można było załapać się na yogę o świcie bądź kupić niepotrzebne przedmioty na lokalnym rynku.  
Miło było, ale towarzyszyło nam na Palolem poczucie nienasycenia – bo czy to jest Goa? Czy my czegoś nie przegapiamy?
Po kilku dniach spakowałyśmy się i wyruszyłyśmy na drugi koniec wybrzeża, w poszukiwaniu prawdziwych cudów. Wybrałyśmy Bagę. Według internetowych recenzji – centrum rozrywki. Spodziewałyśmy się mocnych wrażeń.

Spacery brzegiem morza

I faktycznie. Działo się tam sporo. Tłumy. Tu wypoczynku przede wszystkim szukali Hindusi i nieco Rosjan. Hindusi mają ciekawy sposób spędzania czasu na plaży. Zwykle stoją bądź chodzą w tę i z powrotem. Znamy nawet przyczynę tych spacerów – to chęć spalenia zbędnych kalorii. Nasi sąsiedzi w Mumbaju tak właśnie dbają o linię – rundka po parkingu i obiad z głowy.


Indyjska rodzina zażywa kąpieli

Zatem na plaży Baga trudno się położyć, bo wokół tupanie i piasek w oczy. Owszem są leżaki, ale można je znaleźć wyłącznie przy knajpach oddalonych od brzegu. Jedzenie w tych knajpach marne, obsługa powolna, a czasem pijana. 

Infrastruktura

Więcej infrastruktury

Tu nonszalancko narzucony obrus

Znów niezbyt ładnie. Niby wszystko, jak być powinno – woda, plaża i zachody słońca, ale bez majestatycznych fal czy zapierających dech widoków. Trochę śmieci, pamiętające lepsze czasy parasole, w piachu pety i plastikowe zużyte kubeczki. Krajobraz dopełniał czerwony jeep jeżdżący po linii brzegowej. Siedział w nim ratownik (tak to sobie dziś tłumaczymy) z megafonem przy ustach, wrzeszczący coś co dwie minuty (z zegarkiem w ręku) do zażywających kąpieli.  Nie wysiadał z pojazdu, nie gasił silnika, ratował słowem…
Pan Ratownik


Tak wspominamy Goa, w sumie staramy się o nim zapomnieć. 


7 komentarzy:

  1. Jasne, obrzydźcie mi już do końca Azję :)

    OdpowiedzUsuń
  2. okropność! tym razem skomentuję (zamiast co za syf) - co za brud! :-) ileż to człowiek naczytał się o idyllicznej wręcz krainie Goa- gdzie powstała muzyka trance, ludzie zintegrowani z przyrodą i sobą, wolność i wspaniałość ogólna...tymczasem widzę, że wygląda to gorzej niż w Egipcie, w którym to namawiałam znajomych by zejść z jachtu na twardy ląd, poleżeć na plaży etc..tymczasem jak tylko tam się znalazłam chciałam jak najszybciej uciec, bo też konstrukcje jakieś takie zapyziałe, ale przynajmniej kuchnia pyszna i morze piękne lazurowe, a tutaj, to nie położyłabym się na żadnym z tych obleśnych leżaków i nie usiadłabym przy żadnym z tych wstrętnych stolików, nie mówiąc już o uraczeniu (wątpliwym) czymś do jedzenia... po raz kolejny upewniłam się w przekonaniu, że to nie jest kraj dla takich ludzi jak ja...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hahaha, teraz dopiero przyszło nam na myśl, że może dla Hindusów też te leżaki zbyt obleśne, więc dlatego chodzą po plaży w tę i z powrotem, zamiast leżeć...

      Usuń
    2. hahahah to może być prawda!!

      Usuń
  3. primo. To są Indie, tam jest syf i śmierdzi. secundo- to są Indie- tam jest za rogiem jeszcze więcej syfu i dalej śmierdzi czymś rozkładającym, albo moczem. Nie rozumiem jak mogło bardziej śmierdzieć i być brudniej niż w Mumbaju w sumie :) To chyba najbardziej śmierdzące miasto tego kraju. Trudno tam znależć miejsce gdzie cie nie podwyższą ci cen 5`ciokrotnie, gdzie nie trzeba będzie się targować o paczkę fajek, gdzie bedziecie wpełni zadowoleni, gdzie nie będzie żebraków, gdzie nie będzie komarów, syfu, nie będzie waliło uryną. To są Indie- tam się sra do morza z rana na dobry początek trawienia- tam tak jest :)

    OdpowiedzUsuń
  4. dokladnie tak! nie pisalysmy, ze na Goa smierdzi bardziej niz w Mumbaju... a propos Mumbaju - niedawno przyjechala do nas znajoma, ktora pytalysmy jeszcze na lotnisku o pierwsze wrazenia, jak jej sie podoba itp. - na co ona - "Smierdzi". i taka prawda...

    OdpowiedzUsuń