sobota, 30 marca 2013

Pierwsze wrażenia


Jest świetnie!
Nie wiem, czy to ten "miodowy miesiąc", o którym czyta się w literaturze dla imigrantów, czy to to miasto.
W każdym razie jesteśmy zachwycone - z lotniska odebrał nas kierowca. Czekał na nas przy wyjściu dla pasażerów z lotniska z wielką tabliczką: Ms. Joanna Kwiatkowska, welcome!
Gdy nas przywiózł do hotelu, okazało się, że wszystko jest zgodnie z planem - za pobyt z wyżywieniem zapłaci firma,
więc przez dwa tygodnie możemy czuć się, jak w domu.
Na szczęście jest klimatyzacja, bo pot splywa po nas non stop - ale w końcu o to chodziło - o brak śniegu i szarości oraz palmy za oknem.
Zwiedzanie miasta zaczęłyśmy niemal 24 godziny po przyjeździe. Po dlugiej podróży zakończonej nocą trudno nam było wyjść na zewnątrz. Poza tym, szczerze mówiąc, trochę wstrzymywały nas własne strachy - że będzie bieda, że brzydko, że smród...
Hotel jest zaraz przy nabrzeżu. Może plaża nie jest piękna, ale daje wrażenie przestrzeni i bogactwa. Wokół piękne domy - architektura przypomina czasy

Pod hotelem

angielskiej kolonii. Mieszkańcy Dadaru, w którym przebywamy, wydają się nowocześni, przyjaźni, zadbani (na swój sposób, rzecz jasna). Z rzadka przemknie kobieta w sari bądź na horyzoncie pojawi się dziecko, proszące o jałmużnę. Raczej ma sie wrażenie przebywania na amerykańskiej prowincji niż w Indiach.