środa, 22 maja 2013

A miałam być sexbombą...

Lalunia... z nieco kościotrupim ramieniem

Kolejny dzień na planie. Tym razem reklama Axe
Pobudka o 6-tej, dotarcie na plan zdjęciowy 8:00, czyli godzina w podróży – świetnie, jak na Mumbaj! W 22-milionowym mieście przemieszczanie się jest nie lada wyzwaniem.
    Zaczęło się od przymiarki stroju. Zaprowadzono mnie do wielkiego hangaru. Część scenografii była już gotowa. Całość robiła wrażenie cukierkowej wersji realiów wyjętych z „Romea i Julii“.
Gdzie nie spojrzeć – pracownicy, pomocnicy i ludzie od wszystkiego. Każdy ważny, bo ma swoje, specjalistyczne zajęcie, na którym się zna najlepiej – np. wycieranie luster w garderobie, omiatanie wnętrz słomianą miotłą, przynoszenie bawarki.
    W prawym rogu dostrzegłam kącik ze strojami. Jednym okiem objęłam kostiumy – jak z parady w Rio lub show w Las Vegas. Jedna z pracownic, widząc mnie, szybko podbiegła, dopytała o formalności i wręczyła „pakiet“ do przymiarki. Poszłam na zaplecze, bo tu, nikt nie przebiera się przy innych. Jest to jedna z wielu rzeczy, które różnią polski plan filmowy/reklamowy od hinduskiego.


Fragmenty scenografii

Drzwi do przyczepy-garderoby

Moje pierwsze stanowisko pracy

Tu przypiął, tam przyłatał - poprawek dokonuje się na bieżąco

Rekwizytornia



W Polsce garderoby istnieją, ale, jeśli jest taka potrzeba, to zrzucasz strój stojąc na planie. W międzyczasie dźwiękowiec bez skrępowania włoży Ci rękę do stanika, by znaleźć idealne miejsce dla mikroportu, a garderobiana usiądzie w kroku, bo właśnie trzeba zacerować majtki. Tu inna bajka. Garderobiana zamyka oczy, odwraca się lub wychodzi, gdy podnosisz koszulkę do góry. Twoje koleżanki krzyczą zaś, gdy ktoś przez przypadek wchodzi do pomieszczenia, w którym zmieniają stroje, no bo przecież są w samych rajstopach. Dźwięk kobietom przypinają jedynie kobiety; bardzo delikatnie i uważając, by przypadkiem, nie musnąć piersi. Czasem te wszystkie zabiegi śmieszą, ale zdarza się, że irytują. Przez te zabawy „bułkę przez bibułkę“ traci się masę czasu. W naszym pięknym kraju golizna na planie jest czymś normalnym, tu raczej przeraża i onieśmiela, choć pewnie też na swój zawstydzony sposób podnieca. Ale nie o tym chciałam...
 Włożyłam na siebie kusy strój  - złoty stanik oraz skąpe majtki tego samego koloru. Następnie grzecznie pomaszerowałam zaprezentować się głównej garderobianej. Patrząc na moje piersi z bezcenną miną powiedziała: „We need to change it. It‘s too much“.  Myślałam, że okres świetności mojego biustu mam za sobą (wciąż z rozrzewnieniem wspominam swoje 99 cm), a tu proszę „It‘s too much“. Cudownie. Poczułam się niczym sex-bomba. Hinduska zaczęła mi tłumaczyć, że w tutejszej telewizji nie można pokazywać za dużo. I najlepiej będzie, jeśli mi da większy stanik, by nieco ukryć moje walory. Tak też się stało.
It's too much!


This is ok.
Większy rozmiar bielizny faktycznie tonował efekt. Już nie czułam się taka piękna i ponętna :), ale mając na uwadze moje wcześniejsze doświadczenia chyba powinnam się cieszyć, że nikt nie chciał mi ich obciąć...
Zanim otrzymałam nowy strój, w skromnym wdzianku wysłano mnie na śniadanie. Forma posiłków i ich częstotliwość też jest tu inna niż na polskim planie, przynajmniej, gdy pojawiasz się na nim w roli tła. Statysta lub szczęściarz epizodysta z reguły sam zaopatruje się w słynne polskie kanapki i wodę.W Bollywood możesz liczyć na pełne wyżywienie (czyli ewentualna inwestycja w dojazd zwraca się zawsze w postaci prowiantu J). Dostajesz śniadanie, obiad, kolację, przekąski, no i napoje - od wody począwszy, na  herbacie, kawie i sokach kończąc. Wyznaczeni do tego panowie biegają po planie i uzupełniają płyny w organizmach aktorów, epizodystów i statystów. Nie czuć podziału. Czasem ekipa dostaje colę czy Red Bulla. Zawsze można też mieć zachciankę. (Przypomniało mi się, jak jedna z poznanych na planie Hindusek, młoda i szalenie sympatyczna, uczyła mnie: „Pracujesz, więc musisz jeść i pić. Proś o wszystko. Jeśli nie chcesz teraz, to zamów sobie, co chcesz i ile chcesz i weź do domu.“. Wyczułam w niej polskie geny... J). Posiłki z reguły są w formie bufetu, podczas gdy u nas, masz raczej do wyboru opcję A lub B.  Pomimo wielu możliwości, czasem trudno mi się zdecydować - część potraw jest spicy, część bardziej spicy, a reszta f...g spicy. W każdym razie jedzenia zawsze jest sporo i są owoce. No i wszyscy jedzą o tej samej porze. Nigdy nie zapomnę nieprzyjemnego uczucia, gdy w Polsce, będąc epizodystką, zostałam wyproszona z kantyny słowami: “Najpierw je EKIPA FILMOWA, potem RESZTA.”.   

Fotka na bloga

Jest też czas na romanse...

No nic, wracając do tematu. Roznegliżowana idę na śniadanie i czuję, jak ściągam wzrok za wzrokiem. Na stołówce może z dziesięć osób. Stoliki puste. Siadam w końcu przy jednym. Mijają dwie minuty i mimo że pozostałe stoliki nadal pozostają wolne, mój zapełnia się gośćmi płci męskiej. I tak w towarzystwie gapiących mi się w dekolt Hindusów spożywam kolejne nietypowe dla mnie śniadanie.
Amatorzy dekoltów ze śniadania

Poranny bufet

Mój skromny, ale z wyboru, obiad




Następnie powrót do garderoby, zamiana stanika, make up, no i fryzura. Trochę to trwało. Po ostatnim ścięciu trudno było przymocować na mojej głowie ozdobne pióra, które były dodatkiem do stroju. W końcu fryzjerka znalazła sposób. Pod włosy wsadziła zwój skarpetek i pończoch i przyczepiła całą konstrukcję. Jeszcze tylko ostatnie poprawki i buty. I gotowe. Srebro, cekiny i pióra... apoteoza kiczu.
Już prawie gotowa

Kulka pończoch już schowana

W wolnych chwilach, a jest ich sporo, można nadrobić zaległości w kontaktach


Koleżanki zza wschodniej granicy nie chciały mi zrobić fotki..."Jeszcze się tym znudzisz..."



Potem już standard. Godzina na planie, godzina czekania, godzina jedzenia, poprawa make-upu, zmiana strojów. I tak do końca. Dwanaście godzin mija, raz szybciej, raz wolniej, ale zawsze mnie cieszy. Po pracy – natychmiastowa wypłata, więc jest dodatkowa motywacja. 
Tym razem czas umilał mi młodziutki Meksykanim. Poznałam również sympatyczną tancerkę z Australii oraz kolejną grupę dziewczyn zza sąsiedniej granicy. Rosjanki nie cieszą się tu zbyt dobrą sławą, zaś spotkać można ich sporo. 
Na planie, jak zwykle wszystko toczy się bez pośpiechu, bez nerwów i krzyków, znanych mi z Polski. Obserwacja tego całego zamieszania i postaci w nie uwikłanych jest dla mnie zawsze niesamowitym i pouczającym doświadczeniem, ale o tym next time...
Nowa koleżanka, baletnica z Australii


Kolega z Meksyku












7 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. nam jeszcze dystansu brakuje, ale powoli też już zaczynamy się śmiać. bo co tu robić! :) pozdrawiamy!

      Usuń
  2. Super tekścik, a mówiłaś, że nie umiesz pisać, kłamczucha! Poczułam się jakbym tam była, chociaż cieszę się że mnie tam juz nie ma;-) Pozdrowienia z jakże odmiennego świata tajskiej szkoły;-) Rajska
    PS. Pozdrowienia dla Vasca od nas;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szykujemy się już do Was! I mieliście rację - łatwo nie jest...

      Usuń
  3. Odpowiedzi
    1. już jest nowy tekst! zapraszamy do lektury i ściskamy z daleka!

      Usuń
  4. Mnie bardziej podobała się wersja "Too much"
    Rajski

    OdpowiedzUsuń